Aktualnie jest już 264 rt, z czego bardzo się cieszę.
DZIĘKUJĘ WAM! (tweet)
Wszystkie
wydarzenia z przeszłości zmieniły serce Justina w twardy głaz i chyba nic nie
mogło go już rozkruszyć. Najwyraźniej został wypruty z jakichkolwiek emocji.
Albo był tak dobrym aktorem, że nawet nie drgnął, gdy ujrzał znienawidzoną
przez siebie osobę.
Wyprostował
się mechanicznie i zadarł podbródek. Choć na zewnątrz wyglądał na opanowanego,
w środku go roznosiło. Najpierw się zdziwił, ale później przeistoczyło się to w
irytację i gniew. Jego klatka piersiowa zaczęła szybko unosić się i opadać. W
ułamku sekundy uderzyła w niego fala nieprzyjemnych wspomnień. W głowie
chłopaka przewijały się obrazy z przeszłości, o których usilnie starał się
zapomnieć. I chyba mu się udało, ale teraz znów o sobie przypomniały. Wciągnął
powietrze do ust i zatrzymał je, jakby w jakiś sposób to mogło pomóc mu stać
się niewidzialnym.
Z
kamiennym wyrazem twarzy przyglądał się wysokiemu i zbudowanemu mężczyźnie, który
przed nim wyrósł. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jego
zawsze bujne, blond włosy zostały ścięte na długość zaledwie paru centymetrów.
Błękitne tęczówki paraliżowały każdy zmysł Justina, a gdy tylko towarzysz
uśmiechnął się arogancko, wokół nich pojawiły się kurze łapki. W policzkach
natomiast uformowały się dołeczki. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost, który
tylko dodawał mu męskości. Blondyn miał na sobie grubą, granatową bluzę i
zwykłe spodnie.
- Co
tu robisz? – spytał, nachylając się ku niemu. Nie chciał, aby ktoś przypadkiem
podsłuchał ich rozmowy. Nikt nie mógł dowiedzieć się o ich spotkaniu.
- Mamy
do pogadania, gówniarzu – powiedział mężczyzna, po czym zacisnął mocno dłoń na
ramieniu chłopaka i pociągnął go w głąb korytarza. Puścił go dopiero, gdy
zostali na osobności. Justin syknął z bólu i zauważył na ręce czerwone ślady.
- Jak
mnie znalazłeś? – dla własnego bezpieczeństwa wycofał się i wpadł na ścianę.
Wolał trzymać się od tego faceta na dystans. Brzydził się nim i gdy tylko
widział jego uśmiech, chciało mu się wymiotować.
-
Synek, mam swoje sposoby – roześmiał się szyderczo Ivan i poklepał potomka po
ramieniu. Jak zawsze zrobił to zdecydowanie za mocno, ale taki miał już nawyk.
-
Wynoś się stąd – syknął i brodą wskazał ojcu wyjście. Ivan musiał być idiotą,
skoro nadal nie wierzył, że Justin nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
Wydawałoby się, że starszy Bieber, nie usłyszał słów syna. Wsunął ręce w
kieszenie bluzy i bujając się na piętach, począł rozglądać się na boki. Trudno
było mu pojąć, że ta niedojda zaszła tak daleko.
-
Nieźle się tu urządziłeś – powiedział pewien podziwu.
- Do
rzeczy – ponaglił go.
-
Potrzebuje kasy, synek.
Justin
zamrugał gwałtownie. Miał ochotę roześmiać się mu w twarz, ale powstrzymał się.
Musiał się kontrolować. Ivan podniósł brwi, czekając na reakcję towarzysza.
-
Tatuś stracił całą kasę z walk na alkohol? Tak mi szkoda – powiedział głosem do
cna przepełnionym ironią. To oczywiście okazało się błędem, ale nie żałował go.
Ivan w mgnieniu oka doskoczył do niego i z całej siły przycisnął go do ściany.
Brakowało mu powietrza, a mimo to, cała ta sytuacja go bawiła. Zrozumiał, że
już się go nie bał. Stał się dorosły i czuł, że może stawić mu czoła.
-
Chyba nie chcesz, żebym przestał być miły.
W
oczach Ivana dało się zobaczyć coś innego… przerażającego.
- Bo
co? Znowu mnie uderzysz? – zaśmiał się szatyn. – Proszę bardzo – dodał,
rozkładając ręce na boki. – Tym razem nie obiecuję, że nie oddam.
Nagle
jego stopy ponownie zetknęły się z posadzką. Ivan wypuścił go z uścisku, ale
wciąż stał blisko. Uśmiechnął się, jakby z uznaniem. To była tylko gra. Chwilę
później mięśnie na jego twarzy się napięły, a żyły na skroni wyostrzyły. Justin
doskonale wiedział do czego to zmierza. Dłoń blondyna zacisnęła się w pięść.
Chłopak poczuł jak kostki mężczyzny wbijają się w jego policzek i zahaczają o
nos. Ból błyskawicznie poraził każdy nerw. Nawet nie pisnął. Zacisnął tylko
mocno wargi i stał niewzruszony.
-
Wrócę – wysyczał Ivan i odwracając się na pięcie, ruszył ku wyjściu.
Poczekał,
aż opuści pomieszczenie. Gdy muskularna sylwetka mężczyzny zniknęła z zasięgu
wzorku szatyna, wypuścił powietrze z płuc. Ręką starł z kącika ust krew i
popędził do pokoju na tyłach klubu.
{muzyka}
Wpadł
do pomieszczenia niczym huragan. Zatrzasnął za sobą drzwi, oparł się o nie
plecami i osunął się na ziemię. Dopiero teraz wszystko do niego dotarło. Zaczął
wpadać w panikę. Nie potrafił złapać tchu. Nie mógł uwierzyć, że ten gnój znów
pojawił się w jego życiu na zaledwie chwilkę, by zrujnować to, co osiągnął. Każde
wspomnienie związane z Ivanem, potęgowało jego nienawiść. Ten facet nic dla
niego nie znaczył, a potrafił doprowadzić go do rozsypki.
Zacisnął
usta w wąską linię, aż w przełyku poczuł metaliczny smak krwi. Rozpacz, jaka
nim wstrząsnęła zniknęła, zastąpiona nagłym przypływem gniewu. Musiał coś
rozwalić, by dać ujście złości. Wstał, podszedł do ściany, po czym zerwał z
niej plakat, rozrywając go na kawałki. Rozrzucił skrawki papieru po panelach.
Następnie skierował się do szafki nocnej, gdzie dorwał lampę. Podniósł ja i z
hukiem rzucił ją o podłogę. W ten sposób pozbywał się energii. Zaczął krzyczeć
z frustracji. Przewrócił mebel i kopnął go parę razy. Jego kolejnym celem był
fotel, stojący w kącie pomieszczenia. Z dziką satysfakcją wywalił go i oderwał
mu nogi. Cisnął nimi przed siebie, powodując, że uderzyły o szklaną ramkę z
jakimś zdjęciem z dzieciństwa. Właściwie sam nie wiedział, dlaczego je
zachował. Wyglądał przecież na nim tak fałszywie. Wszystko było tylko
złudzeniem. Choć na fotografii szczerzył się szeroko, w rzeczywistości wcale
się nie radował. Wręcz przeciwnie. Przeżywał dramat. Ramka roztrzaskała się, a
szkło z hukiem upadło na ziemię. Chwycił w dłonie zdjęcie, a później przedarł
je na pół.
Nie kontrolował
tego co robił. Można rzec, że wpadł w furię. Wyobrażał sobie, że niszczy ojca,
tak samo jak zniszczył ten pokój. Rzucał wszystkim, co wpadło mu w ręce i
rozwalał każdy, najmniejszy detal pomieszczenia. Po upływie parunastu minut,
został z niego tylko jeden, ogromny bałagan. Dyszał głośno i sapał, jak
lokomotywa. Pot spływał z czoła Justina i moczył delikatnie koszulkę. Przestał
widzieć sens w psuci i tak zdemolowanych rzeczy. Usiadł na ziemi i oparł plecy
o zimną ścianę. Podciągnął kolana pod sama brodę i schował zmęczoną twarz w
dłonie.
Nie
miał siły dłużej się powstrzymywać. Poczuł jak po rozgrzanym policzku spływa
pojedyncza łza. Mimo tego, że była jedyna,
zawarła w sobie cały ból i cierpienie, jakie tłumił od kilku lat.
Wciąż
nie mógł nadziwić się pisków, które nadal dochodziły z sali. Musiał przyznać,
że tego wieczoru wykonali kawał świetnej roboty. To był chyba jego mały
przełom. Pierwszy raz wyszedł na scenę i nie krępował się, jak to zawsze miał w
zwyczaju. Czuł się swobodnie i może spowodował to fakt, iż wreszcie nie miał
tajemnic przed siostrą. Zrozumiał, że ta praca jest spełnieniem jego marzeń.
Robił to co kochał – tańczył. W dodatku zarabiał niezłą kasę i bawił się w
towarzystwie wyśmienitych kobiet.
Jeden
po drugim weszli na zaplecze. Każdy z nich miał na sobie zaledwie bokserki, z
których wystawały banknoty o różnych nominałach. Śmiali się głośno i rozmawiali
na wszystkie, możliwe tematy. Bentely od razu opadł na kanapę, a potem dołączył
do niego Troy. Ówcześnie jednak wsadził rękę w gacie i wyciągnął z nich
zarobione pieniądze. Chyba pierwszy raz zgromadził ich aż tyle. Najwyraźniej
musiał dać najlepszy jak dotąd występ. Uśmiechnął się szeroko, mniej więcej
szacując zarobki. Postanowił, że za połowę z nich kupi jakiś wypasiony prezent
siostrze, za wsparcie. Resztę odłoży na czarną godzinę.
Z
korytarza wyłonił się Sean. Jako jedyny zdążył się ubrać. Na tyłek wsunął szare dresy i zarzucił na siebie białą bluzę. Na głowę założył czerwoną czapkę i
okręcił ją tak, by daszek znajdował się z tyłu.
-
Świetna robota panowie – pogratulował tancerzom, jak po każdym występie.
Później wyciągnął z kieszeni pliczek banknotów i każdemu z nich odpalił po
pięćdziesiąt dolarów. Taki mieli układ. Zgarniali pieniądze zarobione na scenie
i dodatkowo płacił im pół stówy. Musiało im to odpowiadać, bowiem żaden jeszcze
nigdy nie zaprotestował.
Troy
wyprostował się, wciąż siedząc i rzucił okiem dookoła. Nie mógł nigdzie znaleźć
Justina, co go zdziwiło i jednocześnie zaniepokoiło. Podrapał się po karku.
- Widzieliście
Biebsa? – spytał i niecierpliwie wyczekiwał jakiejkolwiek reakcji ze strony
chłopaków. Jak na zawołanie, prawie wszyscy pokręcili przecząco głowami.
- Był
przy barze, potem zabrał go jakiś gościu – odezwał się kelner, który właśnie
marnował przerwę.
- Co
masz na myśli?
Troy
wstał i zmarszczył brwi. Nie do końca rozumiał, o co mogło tutaj chodzić.
Kompletnie się wyłączył. Nawet nie czekał na odpowiedź. Przeszukiwał umysł z
nadzieją, że wpadnie na to, gdzie może znajdować się Bieber. Wreszcie mu się
udało. Brakowało tylko, aby żarówka zaświeciła nad głową Fitza. Bez słowa,
szybkim krokiem ruszył do pomieszczenia na końcu korytarza.
Nie
pukał. Od razu chwycił za klamkę i wdarł się do środka. Mało brakowało, a
musiałby przytrzymać buzię ręką, by ta nie opadła z wrażenia. Wszędzie walały
się najróżniejsze przedmioty, a raczej pozostałości po nich. Pokój wyglądał
tak, jakby przed chwilą przeszło przez niego tornado. Nie zamierzał zadawać
pytań. Wiedział, że Justin zwierzy mu się, jeśli tylko będzie tego potrzebował.
Zauważył
szatyna w kącie pokoju. Siedział skulony i co jakiś czas pociągał nosem. Nie
zareagował, co tylko utwierdziło Troya w przekonaniu, że nawet nie zauważył
jego obecności. Podszedł do przyjaciela bezszelestnie.
-
Justin, wszystko w porządku?
Spośród
każdego możliwego pytania, musiał wybrać to najbardziej idiotyczne. Mentalnie
zdzielił się w twarz.
Chłopak
uniósł głowę. Oczy miał zaszklone i przekrwawione. Jeden policzek był widocznie
zaczerwieniony, a z kącika ust ciekła krew. Mówiąc zwięźle, był w totalnej
rozsypce. Justin oblizał pośpiesznie spierzchnięte wargi i wstał, nieco się
chwiejąc.
- Mój
ojciec wrócił – powiedział oschle, jakby wcale go to nie interesowało. Oczy
Troya rozszerzyły się. Mignęło w nich przerażenie. Fitz jako jedyny wiedział o
przeszłości Justina. – To piekło znowu się zacznie. Nie wiem czy dam radę.
Stary, muszę zwiewać – mówił na jednym tchu. Znów panika przesiąkła jego umysł.
Krążył po pokoju i złapawszy się za głowę, ciągnął za kosmyki włosów. Troy zatrzymał
go, chwytając stanowczo za ramiona. Zmusił Biebera, aby na niego spojrzał.
Klatka piersiowa szatyna gwałtownie unosiła się i opadała, niczym fale,
uderzające o brzeg, podczas sztormu.
-
Poradziłeś sobie raz i tym razem też dasz radę, rozumiesz? Jesteś silniejszy od
niego – rzekł Fitz, modelując głos. Chciał brzmieć spokojnie, by przekonać
kolegę do swoich racji. Justin przymknął powieki, jakby przetwarzał w myślach
te słowa. Po chwili ponowie je uniósł i uśmiechnął się krzywo.
- Masz
rację. Ten śmieć zniknie z mojego życia, szybciej niż się pojawił.
Wyminął
blondyna i ruszył do drzwi.
- Co
robisz? – spytał. Słowa szatyna brzmiały nieco jak groźba, dlatego też Troy się
wystraszył. Nie o to przecież mu chodziło. Jeśli coś złego chodziło po głowie
Justina, to musiał go powstrzymać. Ostatnie czego chciał, to oglądać go zza
krat.
-
Wychodzę. Muszę coś załatwić – wyjaśnił i wyszedł. Fitz od razu pobiegł zanim i
skutecznie zagrodził mu drogę.
-
Ostrzegam cię, nie rób nic głupiego! – zaczął wymachiwać palcem wskazującym
przed brązowymi tęczówkami Biebera. Szatyn w odpowiedzi chwycił jego nadgarstek
w powietrzu. – Najpierw pomyśl, co zrobiłyby Vin Diesel – dodał, wspominając
ulubionego aktora przyjaciela. Justin skinął głową i zniknął z zasięgu wzroku
Troya.
*
Dzisiaj parę spraw oragnizacyjnych, ale głównie dotyczących Purge.
Jak wiecie fanficiton rusza już 1 listopada (jestem strasznie podekscytowana, bo to chyba moje najlepsze ff jak dotąd!) Co prawda jest krótkie, ale zawarłam tam wszystko co chciałam!
Możecie już zapisywać się do INFORMOWANYCH (jeśli chcecie być na bieżąco) i również możecie ZAOBSERWOWAĆ bloga, co na prawdę by mnie ucieszyło! Będę wdzięczna, to wiele dla mnie znaczy! Chciałabym aby chociaż jeden mój blog osiągnął tyle co jakieś tłumaczenia. Eh, warto mieć marzenia, prawda?
Jezu jaki wspaniały rozdział nsnjns szkoda mi Justina :(( czekam z niecierpliwością na kolejny! @ibizzlerauhlx
OdpowiedzUsuńbiedny Justin :( nawet sobie nie wyobrażam co on może czuć mając takiego ojca...
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział <3 ciekawa jestem jak to wszystko się dalej potoczy :)
czekam na kolejny rozdział :*
@saaalvame
Jejku, cudowny rozdział, nie.moge sie już doczekać kolejnego. Jestem strasznie ciekawa co zrobi Justin :)
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
O boziu :o mam nadzieję że nie narobi sobie wielkich problemów biedaczek;cc,co do rozdziału to boski czekam na kolejny ;* @nxd69
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ CUDOWNY ! CZEKAM NA NEXT ! :-)
OdpowiedzUsuńo ja pierdole rozdział jest jkdhfknjsd Boziu jsefhdn no tai genialny! sjrkfdhnsjkdfhn
OdpowiedzUsuńo Jezisie, jak ja się nie mogę doczekać purge jkshfndkjsnd <3
omfg siefuhjkhsrfdjkn ,
<333
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Ciekawa jestem co zrobi Justin :o
OdpowiedzUsuńhttp://collision-fanfiction.blogspot.com/
świetny rozdział. z niecierpliwością czekam na następny ♥
OdpowiedzUsuńciekawe co Justin ma zamiar zrobic..swietnie!
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Jdhfidbdjdixhd genialne @biebzzzh
OdpowiedzUsuńSwietny
OdpowiedzUsuńugh nienawidzę jego ojca, nienawidzę!
OdpowiedzUsuńczekam na następny x
@hejkamalfoy
Rozdział jak zwykle fenomenalny. Czekam z niecierpliwością na kolejny. <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial
OdpowiedzUsuńBiedny Justin :( <3 Kocham
OdpowiedzUsuń