sobota, 18 października 2014

13. Rozsypka.

Aktualnie jest już 264 rt, z czego bardzo się cieszę.
DZIĘKUJĘ WAM! (tweet)

Wszystkie wydarzenia z przeszłości zmieniły serce Justina w twardy głaz i chyba nic nie mogło go już rozkruszyć. Najwyraźniej został wypruty z jakichkolwiek emocji. Albo był tak dobrym aktorem, że nawet nie drgnął, gdy ujrzał znienawidzoną przez siebie osobę.
Wyprostował się mechanicznie i zadarł podbródek. Choć na zewnątrz wyglądał na opanowanego, w środku go roznosiło. Najpierw się zdziwił, ale później przeistoczyło się to w irytację i gniew. Jego klatka piersiowa zaczęła szybko unosić się i opadać. W ułamku sekundy uderzyła w niego fala nieprzyjemnych wspomnień. W głowie chłopaka przewijały się obrazy z przeszłości, o których usilnie starał się zapomnieć. I chyba mu się udało, ale teraz znów o sobie przypomniały. Wciągnął powietrze do ust i zatrzymał je, jakby w jakiś sposób to mogło pomóc mu stać się niewidzialnym.
Z kamiennym wyrazem twarzy przyglądał się wysokiemu i zbudowanemu mężczyźnie, który przed nim wyrósł. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jego zawsze bujne, blond włosy zostały ścięte na długość zaledwie paru centymetrów. Błękitne tęczówki paraliżowały każdy zmysł Justina, a gdy tylko towarzysz uśmiechnął się arogancko, wokół nich pojawiły się kurze łapki. W policzkach natomiast uformowały się dołeczki. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost, który tylko dodawał mu męskości. Blondyn miał na sobie grubą, granatową bluzę i zwykłe spodnie.
- Co tu robisz? – spytał, nachylając się ku niemu. Nie chciał, aby ktoś przypadkiem podsłuchał ich rozmowy. Nikt nie mógł dowiedzieć się o ich spotkaniu.
- Mamy do pogadania, gówniarzu – powiedział mężczyzna, po czym zacisnął mocno dłoń na ramieniu chłopaka i pociągnął go w głąb korytarza. Puścił go dopiero, gdy zostali na osobności. Justin syknął z bólu i zauważył na ręce czerwone ślady.
- Jak mnie znalazłeś? – dla własnego bezpieczeństwa wycofał się i wpadł na ścianę. Wolał trzymać się od tego faceta na dystans. Brzydził się nim i gdy tylko widział jego uśmiech, chciało mu się wymiotować.
- Synek, mam swoje sposoby – roześmiał się szyderczo Ivan i poklepał potomka po ramieniu. Jak zawsze zrobił to zdecydowanie za mocno, ale taki miał już nawyk.
- Wynoś się stąd – syknął i brodą wskazał ojcu wyjście. Ivan musiał być idiotą, skoro nadal nie wierzył, że Justin nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Wydawałoby się, że starszy Bieber, nie usłyszał słów syna. Wsunął ręce w kieszenie bluzy i bujając się na piętach, począł rozglądać się na boki. Trudno było mu pojąć, że ta niedojda zaszła tak daleko.
- Nieźle się tu urządziłeś – powiedział pewien podziwu.
- Do rzeczy – ponaglił go.
- Potrzebuje kasy, synek.
Justin zamrugał gwałtownie. Miał ochotę roześmiać się mu w twarz, ale powstrzymał się. Musiał się kontrolować. Ivan podniósł brwi, czekając na reakcję towarzysza.
- Tatuś stracił całą kasę z walk na alkohol? Tak mi szkoda – powiedział głosem do cna przepełnionym ironią. To oczywiście okazało się błędem, ale nie żałował go. Ivan w mgnieniu oka doskoczył do niego i z całej siły przycisnął go do ściany. Brakowało mu powietrza, a mimo to, cała ta sytuacja go bawiła. Zrozumiał, że już się go nie bał. Stał się dorosły i czuł, że może stawić mu czoła.
- Chyba nie chcesz, żebym przestał być miły.
W oczach Ivana dało się zobaczyć coś innego… przerażającego.
- Bo co? Znowu mnie uderzysz? – zaśmiał się szatyn. – Proszę bardzo – dodał, rozkładając ręce na boki. – Tym razem nie obiecuję, że nie oddam.
Nagle jego stopy ponownie zetknęły się z posadzką. Ivan wypuścił go z uścisku, ale wciąż stał blisko. Uśmiechnął się, jakby z uznaniem. To była tylko gra. Chwilę później mięśnie na jego twarzy się napięły, a żyły na skroni wyostrzyły. Justin doskonale wiedział do czego to zmierza. Dłoń blondyna zacisnęła się w pięść. Chłopak poczuł jak kostki mężczyzny wbijają się w jego policzek i zahaczają o nos. Ból błyskawicznie poraził każdy nerw. Nawet nie pisnął. Zacisnął tylko mocno wargi i stał niewzruszony.
- Wrócę – wysyczał Ivan i odwracając się na pięcie, ruszył ku wyjściu.
Poczekał, aż opuści pomieszczenie. Gdy muskularna sylwetka mężczyzny zniknęła z zasięgu wzorku szatyna, wypuścił powietrze z płuc. Ręką starł z kącika ust krew i popędził do pokoju na tyłach klubu.

Wpadł do pomieszczenia niczym huragan. Zatrzasnął za sobą drzwi, oparł się o nie plecami i osunął się na ziemię. Dopiero teraz wszystko do niego dotarło. Zaczął wpadać w panikę. Nie potrafił złapać tchu. Nie mógł uwierzyć, że ten gnój znów pojawił się w jego życiu na zaledwie chwilkę, by zrujnować to, co osiągnął. Każde wspomnienie związane z Ivanem, potęgowało jego nienawiść. Ten facet nic dla niego nie znaczył, a potrafił doprowadzić go do rozsypki.
Zacisnął usta w wąską linię, aż w przełyku poczuł metaliczny smak krwi. Rozpacz, jaka nim wstrząsnęła zniknęła, zastąpiona nagłym przypływem gniewu. Musiał coś rozwalić, by dać ujście złości. Wstał, podszedł do ściany, po czym zerwał z niej plakat, rozrywając go na kawałki. Rozrzucił skrawki papieru po panelach. Następnie skierował się do szafki nocnej, gdzie dorwał lampę. Podniósł ja i z hukiem rzucił ją o podłogę. W ten sposób pozbywał się energii. Zaczął krzyczeć z frustracji. Przewrócił mebel i kopnął go parę razy. Jego kolejnym celem był fotel, stojący w kącie pomieszczenia. Z dziką satysfakcją wywalił go i oderwał mu nogi. Cisnął nimi przed siebie, powodując, że uderzyły o szklaną ramkę z jakimś zdjęciem z dzieciństwa. Właściwie sam nie wiedział, dlaczego je zachował. Wyglądał przecież na nim tak fałszywie. Wszystko było tylko złudzeniem. Choć na fotografii szczerzył się szeroko, w rzeczywistości wcale się nie radował. Wręcz przeciwnie. Przeżywał dramat. Ramka roztrzaskała się, a szkło z hukiem upadło na ziemię. Chwycił w dłonie zdjęcie, a później przedarł je na pół.
Nie kontrolował tego co robił. Można rzec, że wpadł w furię. Wyobrażał sobie, że niszczy ojca, tak samo jak zniszczył ten pokój. Rzucał wszystkim, co wpadło mu w ręce i rozwalał każdy, najmniejszy detal pomieszczenia. Po upływie parunastu minut, został z niego tylko jeden, ogromny bałagan. Dyszał głośno i sapał, jak lokomotywa. Pot spływał z czoła Justina i moczył delikatnie koszulkę. Przestał widzieć sens w psuci i tak zdemolowanych rzeczy. Usiadł na ziemi i oparł plecy o zimną ścianę. Podciągnął kolana pod sama brodę i schował zmęczoną twarz w dłonie.
Nie miał siły dłużej się powstrzymywać. Poczuł jak po rozgrzanym policzku spływa pojedyncza łza. Mimo tego, że była jedyna,  zawarła w sobie cały ból i cierpienie, jakie tłumił od kilku lat.

Wciąż nie mógł nadziwić się pisków, które nadal dochodziły z sali. Musiał przyznać, że tego wieczoru wykonali kawał świetnej roboty. To był chyba jego mały przełom. Pierwszy raz wyszedł na scenę i nie krępował się, jak to zawsze miał w zwyczaju. Czuł się swobodnie i może spowodował to fakt, iż wreszcie nie miał tajemnic przed siostrą. Zrozumiał, że ta praca jest spełnieniem jego marzeń. Robił to co kochał – tańczył. W dodatku zarabiał niezłą kasę i bawił się w towarzystwie wyśmienitych kobiet.
Jeden po drugim weszli na zaplecze. Każdy z nich miał na sobie zaledwie bokserki, z których wystawały banknoty o różnych nominałach. Śmiali się głośno i rozmawiali na wszystkie, możliwe tematy. Bentely od razu opadł na kanapę, a potem dołączył do niego Troy. Ówcześnie jednak wsadził rękę w gacie i wyciągnął z nich zarobione pieniądze. Chyba pierwszy raz zgromadził ich aż tyle. Najwyraźniej musiał dać najlepszy jak dotąd występ. Uśmiechnął się szeroko, mniej więcej szacując zarobki. Postanowił, że za połowę z nich kupi jakiś wypasiony prezent siostrze, za wsparcie. Resztę odłoży na czarną godzinę.
Z korytarza wyłonił się Sean. Jako jedyny zdążył się ubrać. Na tyłek wsunął szare dresy i zarzucił na siebie białą bluzę. Na głowę założył czerwoną czapkę i okręcił ją tak, by daszek znajdował się z tyłu.
- Świetna robota panowie – pogratulował tancerzom, jak po każdym występie. Później wyciągnął z kieszeni pliczek banknotów i każdemu z nich odpalił po pięćdziesiąt dolarów. Taki mieli układ. Zgarniali pieniądze zarobione na scenie i dodatkowo płacił im pół stówy. Musiało im to odpowiadać, bowiem żaden jeszcze nigdy nie zaprotestował.
Troy wyprostował się, wciąż siedząc i rzucił okiem dookoła. Nie mógł nigdzie znaleźć Justina, co go zdziwiło i jednocześnie zaniepokoiło. Podrapał się po karku.
- Widzieliście Biebsa? – spytał i niecierpliwie wyczekiwał jakiejkolwiek reakcji ze strony chłopaków. Jak na zawołanie, prawie wszyscy pokręcili przecząco głowami.
- Był przy barze, potem zabrał go jakiś gościu – odezwał się kelner, który właśnie marnował przerwę.
- Co masz na myśli?
Troy wstał i zmarszczył brwi. Nie do końca rozumiał, o co mogło tutaj chodzić. Kompletnie się wyłączył. Nawet nie czekał na odpowiedź. Przeszukiwał umysł z nadzieją, że wpadnie na to, gdzie może znajdować się Bieber. Wreszcie mu się udało. Brakowało tylko, aby żarówka zaświeciła nad głową Fitza. Bez słowa, szybkim krokiem ruszył do pomieszczenia na końcu korytarza.
Nie pukał. Od razu chwycił za klamkę i wdarł się do środka. Mało brakowało, a musiałby przytrzymać buzię ręką, by ta nie opadła z wrażenia. Wszędzie walały się najróżniejsze przedmioty, a raczej pozostałości po nich. Pokój wyglądał tak, jakby przed chwilą przeszło przez niego tornado. Nie zamierzał zadawać pytań. Wiedział, że Justin zwierzy mu się, jeśli tylko będzie tego potrzebował.
Zauważył szatyna w kącie pokoju. Siedział skulony i co jakiś czas pociągał nosem. Nie zareagował, co tylko utwierdziło Troya w przekonaniu, że nawet nie zauważył jego obecności. Podszedł do przyjaciela bezszelestnie.
- Justin, wszystko w porządku?
Spośród każdego możliwego pytania, musiał wybrać to najbardziej idiotyczne. Mentalnie zdzielił się w twarz.
Chłopak uniósł głowę. Oczy miał zaszklone i przekrwawione. Jeden policzek był widocznie zaczerwieniony, a z kącika ust ciekła krew. Mówiąc zwięźle, był w totalnej rozsypce. Justin oblizał pośpiesznie spierzchnięte wargi i wstał, nieco się chwiejąc.
- Mój ojciec wrócił – powiedział oschle, jakby wcale go to nie interesowało. Oczy Troya rozszerzyły się. Mignęło w nich przerażenie. Fitz jako jedyny wiedział o przeszłości Justina. – To piekło znowu się zacznie. Nie wiem czy dam radę. Stary, muszę zwiewać – mówił na jednym tchu. Znów panika przesiąkła jego umysł. Krążył po pokoju i złapawszy się za głowę, ciągnął za kosmyki włosów. Troy zatrzymał go, chwytając stanowczo za ramiona. Zmusił Biebera, aby na niego spojrzał. Klatka piersiowa szatyna gwałtownie unosiła się i opadała, niczym fale, uderzające o brzeg, podczas sztormu.
- Poradziłeś sobie raz i tym razem też dasz radę, rozumiesz? Jesteś silniejszy od niego – rzekł Fitz, modelując głos. Chciał brzmieć spokojnie, by przekonać kolegę do swoich racji. Justin przymknął powieki, jakby przetwarzał w myślach te słowa. Po chwili ponowie je uniósł i uśmiechnął się krzywo.
- Masz rację. Ten śmieć zniknie z mojego życia, szybciej niż się pojawił.
Wyminął blondyna i ruszył do drzwi.
- Co robisz? – spytał. Słowa szatyna brzmiały nieco jak groźba, dlatego też Troy się wystraszył. Nie o to przecież mu chodziło. Jeśli coś złego chodziło po głowie Justina, to musiał go powstrzymać. Ostatnie czego chciał, to oglądać go zza krat.
- Wychodzę. Muszę coś załatwić – wyjaśnił i wyszedł. Fitz od razu pobiegł zanim i skutecznie zagrodził mu drogę.
- Ostrzegam cię, nie rób nic głupiego! – zaczął wymachiwać palcem wskazującym przed brązowymi tęczówkami Biebera. Szatyn w odpowiedzi chwycił jego nadgarstek w powietrzu. – Najpierw pomyśl, co zrobiłyby Vin Diesel – dodał, wspominając ulubionego aktora przyjaciela. Justin skinął głową i zniknął z zasięgu wzroku Troya. 

*
Dzisiaj parę spraw oragnizacyjnych, ale głównie dotyczących Purge.  
Jak wiecie fanficiton rusza już 1 listopada (jestem strasznie podekscytowana, bo to chyba moje najlepsze ff jak dotąd!) Co prawda jest krótkie, ale zawarłam tam wszystko co chciałam!
Możecie już zapisywać się do INFORMOWANYCH (jeśli chcecie być na bieżąco) i również możecie ZAOBSERWOWAĆ bloga, co na prawdę by mnie ucieszyło! Będę wdzięczna, to wiele dla mnie znaczy! Chciałabym aby chociaż jeden mój blog osiągnął tyle co jakieś tłumaczenia. Eh, warto mieć marzenia, prawda?

16 komentarzy:

  1. Jezu jaki wspaniały rozdział nsnjns szkoda mi Justina :(( czekam z niecierpliwością na kolejny! @ibizzlerauhlx

    OdpowiedzUsuń
  2. biedny Justin :( nawet sobie nie wyobrażam co on może czuć mając takiego ojca...
    cudowny rozdział <3 ciekawa jestem jak to wszystko się dalej potoczy :)
    czekam na kolejny rozdział :*
    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, cudowny rozdział, nie.moge sie już doczekać kolejnego. Jestem strasznie ciekawa co zrobi Justin :)
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. O boziu :o mam nadzieję że nie narobi sobie wielkich problemów biedaczek;cc,co do rozdziału to boski czekam na kolejny ;* @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  5. ROZDZIAŁ CUDOWNY ! CZEKAM NA NEXT ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. o ja pierdole rozdział jest jkdhfknjsd Boziu jsefhdn no tai genialny! sjrkfdhnsjkdfhn
    o Jezisie, jak ja się nie mogę doczekać purge jkshfndkjsnd <3
    omfg siefuhjkhsrfdjkn ,

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział! Ciekawa jestem co zrobi Justin :o


    http://collision-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział. z niecierpliwością czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. ciekawe co Justin ma zamiar zrobic..swietnie!
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  10. Jdhfidbdjdixhd genialne @biebzzzh

    OdpowiedzUsuń
  11. ugh nienawidzę jego ojca, nienawidzę!
    czekam na następny x
    @hejkamalfoy

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział jak zwykle fenomenalny. Czekam z niecierpliwością na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń