czwartek, 13 listopada 2014

15. Zaufanie to podstawa.



„Co to za bajzel?” – to pytanie rozniosło się po pomieszczeniu, odbijając się od ścian echem. Dochodziło mniej więcej z korytarza. Z sekundy na sekundę dało się również usłyszeć coraz głośniejsze stąpanie. Błyskawicznie bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie spodziewali się jednego gościa, a co dopiero dwóch.
Dryblas puścił Justina, ale wciąż stał wystarczający blisko, by ten czuł jego odrażający oddech. Odwrócił głowę w bok, nie chcąc patrzeć w zielone ślepia napastnika.
- Następnym razem spalimy tą budę! – krzyknął, a później szarpnął brata i obaj wybiegli tylnym wyjściem. Justin stał w miejscu przez parę sekund, dokładnie analizując to, co się wydarzyło. Z letargu wyrwało go dopiero głośne chrząknięcie. Uniósłszy wzrok, dojrzał ostatnią osobę, której mógł się spodziewać. Sean.
Wyraz twarzy McArthura nie wróżył nic dobrego. Mięśnie jego twarzy napięły się. Patrzył na kolegę z niecierpliwością. Ręce skrzyżował na torsie, pokazując każdy mięsień. Chuchnął w powietrze, jednocześnie pozbywając się niesfornego kosmyka włosów, który opadał na jego czoło.
- Dalej. Czekam na wyjaśnienia – powiedział stanowczym tonem. Justin zerknął na niego leniwie.
- Wszystko posprzątam – zbył go szatyn i ruszył w stronę baru. Miał przed sobą cały dzień. Zamierzał zacząć od zbierania potłuczonego szkła, a potem planował zmyć podłogę. Nie dane było mu jednak spokojnie dotrzeć do wyznaczonego miejsca, bowiem Sean szarpnął go mocno.
- Mów – polecił. – Nie puszczę cię dopóki nie powiesz mi o co chodzi. Stary, za każdym razem ratuję ci dupę. Jeśli znowu wpakowałeś się w jakieś gówno…
- To co? – syknął Bieber, groźnie mrużąc oczy. Poranek okazał się wyśmienity i Justin nie mógł doczekać się, jaka będzie reszta dnia.
- To stąd wylecisz. Przykro mi.
W głośnie Seana dało wyczuć się smutek, a jego tęczówki zalśniły współczuciem. Szatyn zacisnął wargę. Nie potrzebował litości.
- I niby jak poradzisz sobie beze mnie? – głos Biebera przepełniony był irytacją. Jego oczy płonęły żywym ogniem. Na ironię, miał ochotę coś rozwalić, chociaż cały lokal został zniszczony. – Mam kilka procent z tego interesu, poza tym – zbliżył się  tak, aby powiedzieć mu to prosto w twarz. – Jestem tutaj najlepszy. Nie oszukujmy się, latka ci lecą. Nie zawsze będziesz w takiej świetnej formie – zaśmiał się szyderczo, na co McArthur wywrócił oczami. Zdawał sobie sprawę, ze Justin mówi szczerą prawdę. – Beze mnie jesteś nikim.
- I wice wersa – wyminął szatyna i ruszył ku wyjściu. Miał dość tego gówniarza, który wciąż doprowadzał go do białej gorączki. Musiał ochłonąć, inaczej uderzyłby go. – Pamiętaj, że jesteś wart tyle ile zarobisz na tej scenie – dodał, odwracając się przez ramię i zniknął w swoim gabinecie.
Justin usiadł na wybiegu. Niemal czuł jak wskazówki zegara cofają się, przenosząc go parę lat wstecz.

Musiał przejechać metrem parę dzielnic, aby znaleźć się na ogromnym targu. W tym miejscu ludzie handlowali dosłownie wszystkim. Od podrobionych telefonów, po nowiuteńkie książki. Niektórzy zaś dawali występy, by pokazać swój ukryty talent światu. Znalazł się tutaj pierwszy raz. Kiedyś przypadkiem usłyszał o tym placu i postanowił spróbować swoich sił.
Z kieszeni wyciągnął nowy model telefonu, na który cudem udało mu się zarobić, właśnie z takich występów. Podłączył go do dwóch głośników, schowanych w plecaku. Ustawił odpowiednią piosenkę i sekundę później jej pierwsze takty otoczyły całą okolicę. Przymknął powieki i robił swoje. Każdy jego ruch pochodził prosto z serca. Kochał tańczyć i nie wyobrażał sobie bez tego życia. Czas zdawał się płynąć szybciej. Pięciominutowy utwór trwał zupełnie krócej, gdy pogrążył się w swojej pasji. Zdziwił się, kiedy nuty ustały. Otworzył oczy i rozdziawił usta ze zdziwienia, zobaczywszy przed sobą tłum ludzi. Z powrotem włączył się do rzeczywistości. Zaczął słyszeć ich piski, wiwaty i nawoływania. Ukłonił się więc teatralnie i uśmiechnął szeroko. Wreszcie poczuł się doceniony.
Jego uwagę przykuł postawny chłopak, przepychający się na sam przód. Ubrany był w zieloną bluzę, zapiętą do połowy, przez co jedno z ramion wciąż opadało. Do tego wsunął na tyłek stare, przetarte jeansy. Kosmyki włosów opadały na czoło, a jasne tęczówki nie wyrażały żadnych emocji.
Justin zapatrzył się na niego do takiego stopnia, że nawet nie zauważył złodzieja, który dobrał się do jego sprzętu. Zareagował zdecydowanie za późno. Kiedy dostrzegł, że nowy telefon zniknął, przestępca był już dobre kilka metrów przed nim. Westchnął zrezygnowany i kopnął w kamień, by wyładować targające nim emocje. Odwrócił się do tłumu tyłem. Sam nie wiedział, czy pragnął krzyczeć, czy może płakać.
Niespodziewanie poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył chłopaka w zielonej bluzie.
- Mogę ci pomóc – powiedział i mrugnął do Justina porozumiewawczo.

Gorączkowo poszukiwała w swojej torbie, kluczy do mieszkania. Była już spóźniona na kolejne zajęcia i wiedziała, że wykładowca ją za to zabije. Jak na złość w jej ręce wpadało wszystko, od błyszczyka do gumy do żucia, oprócz poszukiwanego, metalowego przedmiotu. Podparła bagaż na lekko uniesionym kolanie i zajrzała do środka. Tak jak się spodziewała, klucze spokojnie leżały na samym dnie. Przekręciła szybko zamki i ruszyła przed siebie kamienną ścieżka, by dotrzeć do auta. Uniosła wzrok i zamarła. Po ciele Sky przebiegł nieprzyjemny dreszczy, kiedy zauważyła muskularną postać opierającą się o maskę jej samochodu. Od razu mężczyzna wywołał uczucie niepokoju.
- Przepraszam, chcę wsiąść – powiedziała cichutko i zorientowała się, że głos jej drżał. Mężczyzna spojrzał na nią swoimi dużymi, zielono-niebieskimi  ślepiami i uśmiechnął się nikle. Wiatr rozwiewał jego jasne włosy na wszystkie możliwe strony. Miał też kilkudniowy zarost, który dodawał mu męskości.
- Jesteś Skyler, prawda?
Słysząc swoje imię, przełknęła nerwowo ślinę. Skąd on do cholery ją znał? Przecież zapamiętałaby, gdyby spotkała kogoś tak przerażającego. Skinęła energicznie głową i wlepiła wzrok w swoje znoszone trampki. Na moment zawisło między nimi milczenie, które przerwał blondyn.
- Nazywam się Ivan i jestem ojcem Justina – wyjaśnił. Momentalnie źrenice szatynki rozszerzyły się. Miała cichą nadzieję, że dowie się czegoś więcej, bo Bieber najwyraźniej nie zamierzał się zwierzać. Była ciekawa dlaczego jego tata chce rozmawiać właśnie z nią. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i postanowiła go wysłuchać. – Potrzebuję twojej pomocy.
- Nie rozumiem – potrząsnęła głową. Nie kłamała. W tamtym momencie nie miała zielonego pojęcia, o co chodziło temu mężczyźnie.
- Mamy z Justinem mały kryzys. Jestem chory, musisz namówić go, aby chociaż mnie wysłuchał.
- Nie powinnam się w to wtrącać, więc jeśli pan pozwoli… - nie dokończyła. Chciała go wyminąć, ale skutecznie zatorował jej drogę. Coś przewróciło się w żołądku Fitz, a serce niemal podeszło do gardła. Przestraszyła się, dlatego rzuciła spojrzeniem po okolicy, w celu znalezienia drogi ucieczki.
- Znam swojego syna. Wiem, że mu na tobie zależy, więc cię posłucha.
Nie mogła nadziwić się słowom Ivana. Była zszokowana, a zarazem zaciekawiona. Mówił prawdę? Justin darzył ją jakimś uczuciem na poważnie? Nie mogła tego pojąć. Mimo to ponownie pojawiła się u niej nikła nadzieja. Momentalnie zalała się rumieńcem.
- Zobaczę co da się zrobić – skinęła głową. Zgodziła się dla świętego spokoju, ale również dlatego, że właśnie mijała dwudziesta minuta wykładów.

Nie mogła skupić się na słowach, które wypowiadał profesor na forum reszty studentów. Spoglądała jedynie na zegarek, odliczając sekundy do końca wykładów. Czas jak na złość się dłużył, przez co niecierpliwiła się jeszcze bardziej. Wreszcie, po upływie kolejnych, nudnych i nic nie wnoszących do życia Skyler, minutach wykład zakończył się.
Uczniowie poderwali się z miejscu ku wyjściu, ale Sky musiała być od nich szybsza. Wiedziała, że jeśli utknie w tym tłumie, opuszczenie budynku zajmie jej znacznie więcej. Zgrabnie wyminęła kolegów i wybiegła z pomieszczenia. Na zewnątrz od razu przywitał ją ciepły wiatr i zapach benzyny, unoszący się w powietrzu. Los Angeles o tej porze było jedną wielką smugą spalin samochodowych.
Dotarła do auta. Jak zawsze wykonała trzy podstawowe czynności, zanim odpaliła silnik. Zapięła pasy, poprawiła lusterka i włączyła radio. Usadowiła się wygodnie w fotelu i była gotowa do podróży. Jazda zajęła dziewczynie około dwudziestu minut. Niestety w tak wielkim mieście korki stanowiły codzienność, więc utrudniały normalny ruch po ulicach.
Gdy nareszcie udało jej się zaparkować w miarę odpowiednim miejscu, popędziła w kierunku drzwi. Liczyła na to, że zostanie Justina w mieszkaniu. Zapukała kilka razy i czekała, co chwilę przystępując z nogi na nogę. Na szczęście już po paru sekundach otworzył. Pojawił się w progu i od razu ugięły się pod nią kolana. Najwyraźniej nigdy nie przywyknie do widoku nagiego torsu chłopaka. Za każdym razem onieśmielał ją tak samo. Spojrzenie brązowych tęczówek Fitz było na wysokości obojczyków towarzysza, więc mogła przyjrzeć się jednemu z wielu tatuaży, jakie pokrywały jego umięśnione ciało.
- Mówiłem, że wrócisz – zażartował i w tym samym momencie zmierzwił dłonią swoje bujne włosy. Jakby były za mało potargane.
Wywróciła tylko oczami i wyminęła go, jednocześnie wchodząc do środka. Wzruszył ramionami, zatrzasnął drzwi i ruszył za nią. Nawet nie usiadła. Od razu zauważył, że czymś się denerwuje. W takich sytuacjach zawsze marszczyła nos i uciekała wzrokiem na boki. Chciał jakoś rozluźnić napiętą atmosferę między nimi.
- Jeśli chcesz możesz mnie uderzyć – mruknął i nastawił lewy policzek. Przymknął powieki, ale nie odczuł żadnego bólu, dlatego z powrotem je uniósł. Pokręciła głową, na co westchnął.
Zastanawiała się, jak przekazać mu tą informację. Postanowiła w końcu, że nie będzie owijać w bawełnę. Postawi sprawę jasno.
- Widziałam się z twoim ojcem – wydusiła na jednym tchu. Zorientowała się, że przez cały ten czas wstrzymywała oddech. Momentalnie klatka piersiowa Sky gwałtownie opadła. Obserwowała reakcję Justina. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Zmarszczył brwi i kilka razy otwierał usta, by później je zamknąć.
- Słucham?
- Był u mnie – wytłumaczyła szybko. – Nie rozumiem waszych relacji, ale on jest chory do cholery! Powinieneś mu pomóc.
Zapadła cisza. W milczeniu mierzyli się wzrokiem. Justin przetworzył słowa towarzyszki w myślach i nagle roześmiał się. Głośno i histerycznie. Trwało to parę minut. Wreszcie zgiął się w pół i złapał za brzuch.
- Naprawdę uwierzyłaś w tą bajeczkę? – powiedział, próbując opanować spazmy śmiechu, ale wciąż się dusił. Mało brakowało, a zacząłby turlać się po ziemi, tak bardzo rozśmieszyła go ta informacja. – Ivan jest mistrzem kłamstw. Gdyby tylko mu za to płacili…
- Chcesz o tym pogadać? – zaproponowała, choć zdawała sobie sprawę, że pewnie znowu ją oleje.
- Znowu zaczynasz? – potrząsnął energicznie głową. – To nie twoja sprawa…
- Teraz już moja – tym razem była nieugięta. Skoro Ivan ją w to wplątał, musiała poznać całą prawdę. Mogła nawet stać tutaj przez całą noc, aby Justin wreszcie się przed nią otworzył. – Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie jestem twoim wrogiem?
Skomentował to długim, ciężkim westchnięciem. Jego spojrzenie było puste, jakby nosił w sobie jakieś brzemię. Usiadł na kanapie.
- Wybacz. Nigdy tak naprawdę z nikim o tym nie rozmawiałem.
Nie czekała na przyzwolenie. Usiadła obok niego, lokując dłoń na jego kolanie. Poczuła mrowienie pod skórą, ale zignorowała to. W tamtym momencie liczyła się tylko rozmowa z Justinem. Uniósł spojrzenie i uśmiechnął się do niej krzywo. Wyglądał wtedy o wiele młodziej, niż zawsze. Przypominał małego chłopca, który właśnie stracił ukochane autko. Kosmyki jasnych włosów opadły bezwładnie na czoło chłopaka, a brązowe tęczówki zaszły mgłą.
- Możesz mi zaufać. 

22 komentarze:

  1. sama końcówka jest tak cholernie urocza - nie wiem czemu, ale tak właśnie jest <3
    w ogóle cały rozdział jest genialny <3 przeraża mnie trochę ten ojciec Justina :O niech on się odczepi no....
    w ogóle to już się nie mogę doczekać następnego rozdziału <3
    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku kocham ich!
    Justin gadaj wreszcie no!
    Jezuu jak ja czekam na rozdział, w którym on w końcu powie że kocha Sky ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. dlaczego koniec w tym momencie? 😭😭😭 czekam na nastepny!!! ❤️❤️😂

    OdpowiedzUsuń
  4. Idealny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Końcówka świetna. A co do rozdzialu, to krótki ale świetny

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu może się dogadają! <3


    www.collision-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu świetne ♥ Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  8. Z niecierpliwością czekam na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, jakie to cudne. Podczas wieczoru zdążyłam przeczytać całe opowiadanie i muszę przyznać-jest cudne! Czekam na następny rozdział. Życzę weny!
    xx
    @whtshatninkid

    OdpowiedzUsuń
  10. kocham to czytać!
    @SwaglandJB

    OdpowiedzUsuń
  11. Dopiero teraz przeczytałam bo nie wiedziałam że jest nowy rozdział ale był xjaldhq, niesamowity jak zawsze :) Już nie moge doczekać sie kolejnego xx
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow, rozdział jest świetny, wow.
    Od godz. 18:00 siedze i czytam Twojego bloga od początku, pierwszy raz i có, jest wspaniały!
    Tak samo jak Twój drugi blog, który zaczęłam czytać jako pierwszy :).
    Ale masz talent kobieto! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny! Czekam na next ❤
    @agusia5757

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga i jestem nim zachwycona! I jeszcze jest inspirowany na jednym z moich ulubionych filmów♡♡ Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak sie cieszę ze trafiłam na to ff bo jest nsnskskskske zajebiste!! juz nie moge sie doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  16. Omg! Omg! Omg! Tylko to moge powiedzieć ;) jesteś swietna, to ff tez jest swietne, wszstko jest po prostu IDEALNE!! Weny :* <3

    OdpowiedzUsuń