„Co to za bajzel?” – to pytanie rozniosło się po
pomieszczeniu, odbijając się od ścian echem. Dochodziło mniej więcej z korytarza.
Z sekundy na sekundę dało się również usłyszeć coraz głośniejsze stąpanie.
Błyskawicznie bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie spodziewali się
jednego gościa, a co dopiero dwóch.
Dryblas
puścił Justina, ale wciąż stał wystarczający blisko, by ten czuł jego
odrażający oddech. Odwrócił głowę w bok, nie chcąc patrzeć w zielone ślepia
napastnika.
-
Następnym razem spalimy tą budę! – krzyknął, a później szarpnął brata i obaj
wybiegli tylnym wyjściem. Justin stał w miejscu przez parę sekund, dokładnie
analizując to, co się wydarzyło. Z letargu wyrwało go dopiero głośne
chrząknięcie. Uniósłszy wzrok, dojrzał ostatnią osobę, której mógł się
spodziewać. Sean.
Wyraz
twarzy McArthura nie wróżył nic dobrego. Mięśnie jego twarzy napięły się. Patrzył
na kolegę z niecierpliwością. Ręce skrzyżował na torsie, pokazując każdy
mięsień. Chuchnął w powietrze, jednocześnie pozbywając się niesfornego kosmyka
włosów, który opadał na jego czoło.
-
Dalej. Czekam na wyjaśnienia – powiedział stanowczym tonem. Justin zerknął na
niego leniwie.
-
Wszystko posprzątam – zbył go szatyn i ruszył w stronę baru. Miał przed sobą
cały dzień. Zamierzał zacząć od zbierania potłuczonego szkła, a potem planował
zmyć podłogę. Nie dane było mu jednak spokojnie dotrzeć do wyznaczonego
miejsca, bowiem Sean szarpnął go mocno.
- Mów
– polecił. – Nie puszczę cię dopóki nie powiesz mi o co chodzi. Stary, za
każdym razem ratuję ci dupę. Jeśli znowu wpakowałeś się w jakieś gówno…
- To
co? – syknął Bieber, groźnie mrużąc oczy. Poranek okazał się wyśmienity i
Justin nie mógł doczekać się, jaka będzie reszta dnia.
- To
stąd wylecisz. Przykro mi.
W
głośnie Seana dało wyczuć się smutek, a jego tęczówki zalśniły współczuciem.
Szatyn zacisnął wargę. Nie potrzebował litości.
- I
niby jak poradzisz sobie beze mnie? – głos Biebera przepełniony był irytacją.
Jego oczy płonęły żywym ogniem. Na ironię, miał ochotę coś rozwalić, chociaż
cały lokal został zniszczony. – Mam kilka procent z tego interesu, poza tym –
zbliżył się tak, aby powiedzieć mu to
prosto w twarz. – Jestem tutaj najlepszy. Nie oszukujmy się, latka ci lecą. Nie
zawsze będziesz w takiej świetnej formie – zaśmiał się szyderczo, na co
McArthur wywrócił oczami. Zdawał sobie sprawę, ze Justin mówi szczerą prawdę. –
Beze mnie jesteś nikim.
- I
wice wersa – wyminął szatyna i ruszył ku wyjściu. Miał dość tego gówniarza,
który wciąż doprowadzał go do białej gorączki. Musiał ochłonąć, inaczej
uderzyłby go. – Pamiętaj, że jesteś wart tyle ile zarobisz na tej scenie –
dodał, odwracając się przez ramię i zniknął w swoim gabinecie.
Justin
usiadł na wybiegu. Niemal czuł jak wskazówki zegara cofają się, przenosząc go
parę lat wstecz.
Musiał przejechać metrem parę
dzielnic, aby znaleźć się na ogromnym targu. W tym miejscu ludzie handlowali
dosłownie wszystkim. Od podrobionych telefonów, po nowiuteńkie książki.
Niektórzy zaś dawali występy, by pokazać swój ukryty talent światu. Znalazł się
tutaj pierwszy raz. Kiedyś przypadkiem usłyszał o tym placu i postanowił
spróbować swoich sił.
Z kieszeni wyciągnął nowy model
telefonu, na który cudem udało mu się zarobić, właśnie z takich występów.
Podłączył go do dwóch głośników, schowanych w plecaku. Ustawił odpowiednią
piosenkę i sekundę później jej pierwsze takty otoczyły całą okolicę. Przymknął
powieki i robił swoje. Każdy jego ruch pochodził prosto z serca. Kochał tańczyć
i nie wyobrażał sobie bez tego życia. Czas zdawał się płynąć szybciej.
Pięciominutowy utwór trwał zupełnie krócej, gdy pogrążył się w swojej pasji.
Zdziwił się, kiedy nuty ustały. Otworzył oczy i rozdziawił usta ze zdziwienia,
zobaczywszy przed sobą tłum ludzi. Z powrotem włączył się do rzeczywistości.
Zaczął słyszeć ich piski, wiwaty i nawoływania. Ukłonił się więc teatralnie i
uśmiechnął szeroko. Wreszcie poczuł się doceniony.
Jego uwagę przykuł postawny
chłopak, przepychający się na sam przód. Ubrany był w zieloną bluzę, zapiętą do
połowy, przez co jedno z ramion wciąż opadało. Do tego wsunął na tyłek stare,
przetarte jeansy. Kosmyki włosów opadały na czoło, a jasne tęczówki nie wyrażały
żadnych emocji.
Justin zapatrzył się na niego do
takiego stopnia, że nawet nie zauważył złodzieja, który dobrał się do jego
sprzętu. Zareagował zdecydowanie za późno. Kiedy dostrzegł, że nowy telefon
zniknął, przestępca był już dobre kilka metrów przed nim. Westchnął
zrezygnowany i kopnął w kamień, by wyładować targające nim emocje. Odwrócił się
do tłumu tyłem. Sam nie wiedział, czy pragnął krzyczeć, czy może płakać.
Niespodziewanie poczuł czyjąś
rękę na ramieniu. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył chłopaka w zielonej
bluzie.
- Mogę ci pomóc – powiedział i
mrugnął do Justina porozumiewawczo.
Gorączkowo
poszukiwała w swojej torbie, kluczy do mieszkania. Była już spóźniona na
kolejne zajęcia i wiedziała, że wykładowca ją za to zabije. Jak na złość w jej
ręce wpadało wszystko, od błyszczyka do gumy do żucia, oprócz poszukiwanego,
metalowego przedmiotu. Podparła bagaż na lekko uniesionym kolanie i zajrzała do
środka. Tak jak się spodziewała, klucze spokojnie leżały na samym dnie.
Przekręciła szybko zamki i ruszyła przed siebie kamienną ścieżka, by dotrzeć do
auta. Uniosła wzrok i zamarła. Po ciele Sky przebiegł nieprzyjemny dreszczy,
kiedy zauważyła muskularną postać opierającą się o maskę jej samochodu. Od razu
mężczyzna wywołał uczucie niepokoju.
-
Przepraszam, chcę wsiąść – powiedziała cichutko i zorientowała się, że głos jej
drżał. Mężczyzna spojrzał na nią swoimi dużymi, zielono-niebieskimi ślepiami i uśmiechnął się nikle. Wiatr
rozwiewał jego jasne włosy na wszystkie możliwe strony. Miał też kilkudniowy
zarost, który dodawał mu męskości.
-
Jesteś Skyler, prawda?
Słysząc
swoje imię, przełknęła nerwowo ślinę. Skąd on do cholery ją znał? Przecież
zapamiętałaby, gdyby spotkała kogoś tak przerażającego. Skinęła energicznie
głową i wlepiła wzrok w swoje znoszone trampki. Na moment zawisło między nimi
milczenie, które przerwał blondyn.
-
Nazywam się Ivan i jestem ojcem Justina – wyjaśnił. Momentalnie źrenice
szatynki rozszerzyły się. Miała cichą nadzieję, że dowie się czegoś więcej, bo
Bieber najwyraźniej nie zamierzał się zwierzać. Była ciekawa dlaczego jego tata
chce rozmawiać właśnie z nią. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i
postanowiła go wysłuchać. – Potrzebuję twojej pomocy.
- Nie
rozumiem – potrząsnęła głową. Nie kłamała. W tamtym momencie nie miała
zielonego pojęcia, o co chodziło temu mężczyźnie.
- Mamy
z Justinem mały kryzys. Jestem chory, musisz namówić go, aby chociaż mnie
wysłuchał.
- Nie
powinnam się w to wtrącać, więc jeśli pan pozwoli… - nie dokończyła. Chciała go
wyminąć, ale skutecznie zatorował jej drogę. Coś przewróciło się w żołądku
Fitz, a serce niemal podeszło do gardła. Przestraszyła się, dlatego rzuciła
spojrzeniem po okolicy, w celu znalezienia drogi ucieczki.
- Znam
swojego syna. Wiem, że mu na tobie zależy, więc cię posłucha.
Nie
mogła nadziwić się słowom Ivana. Była zszokowana, a zarazem zaciekawiona. Mówił
prawdę? Justin darzył ją jakimś uczuciem na poważnie? Nie mogła tego pojąć.
Mimo to ponownie pojawiła się u niej nikła nadzieja. Momentalnie zalała się
rumieńcem.
- Zobaczę
co da się zrobić – skinęła głową. Zgodziła się dla świętego spokoju, ale
również dlatego, że właśnie mijała dwudziesta minuta wykładów.
Nie
mogła skupić się na słowach, które wypowiadał profesor na forum reszty
studentów. Spoglądała jedynie na zegarek, odliczając sekundy do końca wykładów.
Czas jak na złość się dłużył, przez co niecierpliwiła się jeszcze bardziej.
Wreszcie, po upływie kolejnych, nudnych i nic nie wnoszących do życia Skyler,
minutach wykład zakończył się.
Uczniowie
poderwali się z miejscu ku wyjściu, ale Sky musiała być od nich szybsza.
Wiedziała, że jeśli utknie w tym tłumie, opuszczenie budynku zajmie jej
znacznie więcej. Zgrabnie wyminęła kolegów i wybiegła z pomieszczenia. Na
zewnątrz od razu przywitał ją ciepły wiatr i zapach benzyny, unoszący się w
powietrzu. Los Angeles o tej porze było jedną wielką smugą spalin
samochodowych.
Dotarła
do auta. Jak zawsze wykonała trzy podstawowe czynności, zanim odpaliła
silnik. Zapięła pasy, poprawiła lusterka i włączyła radio. Usadowiła się
wygodnie w fotelu i była gotowa do podróży. Jazda zajęła dziewczynie około
dwudziestu minut. Niestety w tak wielkim mieście korki stanowiły codzienność,
więc utrudniały normalny ruch po ulicach.
Gdy
nareszcie udało jej się zaparkować w miarę odpowiednim miejscu, popędziła w
kierunku drzwi. Liczyła na to, że zostanie Justina w mieszkaniu. Zapukała kilka
razy i czekała, co chwilę przystępując z nogi na nogę. Na szczęście już po paru
sekundach otworzył. Pojawił się w progu i od razu ugięły się pod nią kolana.
Najwyraźniej nigdy nie przywyknie do widoku nagiego torsu chłopaka. Za każdym
razem onieśmielał ją tak samo. Spojrzenie brązowych tęczówek Fitz było na
wysokości obojczyków towarzysza, więc mogła przyjrzeć się jednemu z wielu
tatuaży, jakie pokrywały jego umięśnione ciało.
-
Mówiłem, że wrócisz – zażartował i w tym samym momencie zmierzwił dłonią swoje
bujne włosy. Jakby były za mało potargane.
Wywróciła
tylko oczami i wyminęła go, jednocześnie wchodząc do środka. Wzruszył
ramionami, zatrzasnął drzwi i ruszył za nią. Nawet nie usiadła. Od razu
zauważył, że czymś się denerwuje. W takich sytuacjach zawsze marszczyła nos i
uciekała wzrokiem na boki. Chciał jakoś rozluźnić napiętą atmosferę między
nimi.
-
Jeśli chcesz możesz mnie uderzyć – mruknął i nastawił lewy policzek. Przymknął
powieki, ale nie odczuł żadnego bólu, dlatego z powrotem je uniósł. Pokręciła
głową, na co westchnął.
Zastanawiała
się, jak przekazać mu tą informację. Postanowiła w końcu, że nie będzie owijać
w bawełnę. Postawi sprawę jasno.
-
Widziałam się z twoim ojcem – wydusiła na jednym tchu. Zorientowała się, że
przez cały ten czas wstrzymywała oddech. Momentalnie klatka piersiowa Sky
gwałtownie opadła. Obserwowała reakcję Justina. Wyraz jego twarzy diametralnie
się zmienił. Zmarszczył brwi i kilka razy otwierał usta, by później je zamknąć.
-
Słucham?
- Był
u mnie – wytłumaczyła szybko. – Nie rozumiem waszych relacji, ale on jest chory
do cholery! Powinieneś mu pomóc.
Zapadła
cisza. W milczeniu mierzyli się wzrokiem. Justin przetworzył słowa towarzyszki
w myślach i nagle roześmiał się. Głośno i histerycznie. Trwało to parę minut.
Wreszcie zgiął się w pół i złapał za brzuch.
-
Naprawdę uwierzyłaś w tą bajeczkę? – powiedział, próbując opanować spazmy
śmiechu, ale wciąż się dusił. Mało brakowało, a zacząłby turlać się po ziemi,
tak bardzo rozśmieszyła go ta informacja. – Ivan jest mistrzem kłamstw. Gdyby
tylko mu za to płacili…
-
Chcesz o tym pogadać? – zaproponowała, choć zdawała sobie sprawę, że pewnie
znowu ją oleje.
-
Znowu zaczynasz? – potrząsnął energicznie głową. – To nie twoja sprawa…
-
Teraz już moja – tym razem była nieugięta. Skoro Ivan ją w to wplątał, musiała
poznać całą prawdę. Mogła nawet stać tutaj przez całą noc, aby Justin wreszcie
się przed nią otworzył. – Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie jestem twoim
wrogiem?
Skomentował
to długim, ciężkim westchnięciem. Jego spojrzenie było puste, jakby nosił w
sobie jakieś brzemię. Usiadł na kanapie.
-
Wybacz. Nigdy tak naprawdę z nikim o tym nie rozmawiałem.
Nie
czekała na przyzwolenie. Usiadła obok niego, lokując dłoń na jego kolanie.
Poczuła mrowienie pod skórą, ale zignorowała to. W tamtym momencie liczyła się
tylko rozmowa z Justinem. Uniósł spojrzenie i uśmiechnął się do niej krzywo.
Wyglądał wtedy o wiele młodziej, niż zawsze. Przypominał małego chłopca, który
właśnie stracił ukochane autko. Kosmyki jasnych włosów opadły bezwładnie na
czoło chłopaka, a brązowe tęczówki zaszły mgłą.
-
Możesz mi zaufać.
sama końcówka jest tak cholernie urocza - nie wiem czemu, ale tak właśnie jest <3
OdpowiedzUsuńw ogóle cały rozdział jest genialny <3 przeraża mnie trochę ten ojciec Justina :O niech on się odczepi no....
w ogóle to już się nie mogę doczekać następnego rozdziału <3
@saaalvame
Cudo
OdpowiedzUsuńJejku kocham ich!
OdpowiedzUsuńJustin gadaj wreszcie no!
Jezuu jak ja czekam na rozdział, w którym on w końcu powie że kocha Sky ;3
Jakie świetne :)
OdpowiedzUsuńdlaczego koniec w tym momencie? 😭😭😭 czekam na nastepny!!! ❤️❤️😂
OdpowiedzUsuńIdealny rozdział <3
OdpowiedzUsuńKońcówka świetna. A co do rozdzialu, to krótki ale świetny
OdpowiedzUsuńW końcu może się dogadają! <3
OdpowiedzUsuńwww.collision-fanfiction.blogspot.com
Super ! Czekam na next ! :-)
OdpowiedzUsuńJezu świetne ♥ Czekam na następny
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny. <3
OdpowiedzUsuńBoże, jakie to cudne. Podczas wieczoru zdążyłam przeczytać całe opowiadanie i muszę przyznać-jest cudne! Czekam na następny rozdział. Życzę weny!
OdpowiedzUsuńxx
@whtshatninkid
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńLove <333
OdpowiedzUsuńkocham to czytać!
OdpowiedzUsuń@SwaglandJB
Dopiero teraz przeczytałam bo nie wiedziałam że jest nowy rozdział ale był xjaldhq, niesamowity jak zawsze :) Już nie moge doczekać sie kolejnego xx
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
Wow, rozdział jest świetny, wow.
OdpowiedzUsuńOd godz. 18:00 siedze i czytam Twojego bloga od początku, pierwszy raz i có, jest wspaniały!
Tak samo jak Twój drugi blog, który zaczęłam czytać jako pierwszy :).
Ale masz talent kobieto! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! ;)
Cudowny! Czekam na next ❤
OdpowiedzUsuń@agusia5757
Super
OdpowiedzUsuńDzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga i jestem nim zachwycona! I jeszcze jest inspirowany na jednym z moich ulubionych filmów♡♡ Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńJak sie cieszę ze trafiłam na to ff bo jest nsnskskskske zajebiste!! juz nie moge sie doczekać następnego
OdpowiedzUsuńOmg! Omg! Omg! Tylko to moge powiedzieć ;) jesteś swietna, to ff tez jest swietne, wszstko jest po prostu IDEALNE!! Weny :* <3
OdpowiedzUsuń