Zaobserwujcie bloga, jeśli chcecie być na bieżąco.
Z braku czasu rzadko kiedy będę informować o rozdziałach
Przełknął
ślinę i przymknął na moment powieki. Niezwykle ciężko przychodziło mu mówić na
temat swojej przeszłości. Starał się od niej odgrodzić i nienawidził wracać do
tego, co na szczęście minęło. Na zewnątrz oczywiście zawsze robił wrażenie
bezproblemowego, otwartego i dobrze zorganizowanego chłopaka. W środku jednak
przypominał gąsienice w kokonie, zaplątaną we własne lęki i problemy.
- Nie
miałem udanego dzieciństwa – zaczął cicho. Musiał nabrać odwagi, aby to
wszystko z siebie wydusić. Dotychczas podzielił się tym tylko z Troyem. –
Ojciec znęcał się nade mną i matką odkąd pamiętam – uniósł wzrok i postanowił
na nią spojrzeć. Wiedziała jak trudno przychodzi mu poruszanie tego tematu.
Nosił w sobie ciężkie brzemię. To był jego własny bagaż doświadczeń. – Nie wiem
dlaczego tak bardzo mnie nienawidził. Chyba nigdy nie byłem przykładem
idealnego syna, ale powinien mnie kochać prawda? Mimo wad i innych poglądów… -
zrobił pauzę i przez ułamek sekundy patrzył głęboko w brązowe tęczówki
towarzyszki. Próbował znaleźć w nich jakiś ratunek. – Gdy dowiedział się, że
próbuję dostać się do szkoły tanecznej… Zaczęło się piekło. Dosłownie… - nie
wytrzymał takiej dawki bolesnych wspomnień. Coś w nim pękło. Nie panował nad
sobą, dlatego też poczuł jak łzy zaczynają piec go pod powiekami. – W końcu trafiłem
do szpitala. Raz, drugi, trzeci. Tylko tam mogłem od niego odpocząć, a potem on
stawał się coraz gorszy.
Zadarł
głowę do góry, ponownie odszukując spojrzenia Skyler. Innego niż dotychczas. W
jej tęczówkach dostrzegł coś na wzór współczucia, a to tylko go rozwścieczyło.
Nienawidził tego uczucia, które towarzyszyło mu za każdym razem, gdy ktoś
patrzył na niego w ten sposób. Nie potrzebował litości, lecz… pomocy? Starając
się nie wybuchnąć, wypuścił powietrze z ust z cichym świstem i próbował
opanować szaleńczo kołatające serce.
- A
twoja mama? – spytała drżącym głosem.
- Nie
istnieje dla mnie tak samo jak on – syknął. Z pośród miliardów osób na świecie,
matka zawiodła go najbardziej. Nigdy nie spodziewałby się, że wywinie mu taki
numer. Ufał jej bezgranicznie i robił wszystko, aby ją chronić. Chciał zapewnić
kobiecie bezpieczeństwo, bo stawiał je na pierwszym miejscu. A ona tak po
prostu wbiła mu nóż prosto w plecy.
Zamrugała
gwałtownie, w reakcji na słowa chłopaka. Nic już nie rozumiała. Nie zamierzała
jednak naciskać. Ścisnęła jedynie mocniej jego dłoń, chcąc dodać mu otuchy.
-
Pewnego dnia postanowiła, że wreszcie to zakończy. Mieliśmy uciec, ale…
Nerwowo krążył po parkingu, co
chwila zerkając na zegarek. Minuty dłużyły się w nieskończoność, dodatkowo go
stresując. Tego dnia miał zostawić stare życie w tyle i rozpocząć zupełnie
nowy, lepszy rozdział. Chyba nigdy wcześniej nie cieszył się tak bardzo.
Wreszcie miał możliwość uciec z tego bagna i przede wszystkim na zawsze uwolnić
się od tyrana, którym był jego ojciec. Nie rozumiał, dlaczego Bóg ich tak
ukarał. Przecież w każdy, niedzielny poranek stawiał się w Kościele na mszy,
wieczorami odmawiał pacierz i nie wplątał się w złe towarzystwo. Matka również
należała do religijnych osób. Wciąż więc pozostawało pytanie, jakie dręczyło go
od dzieciństwo. Dlaczego oni?
Z zamyśleń wyrwał go głośny i
długi klakson. Zorientował się, że znajduję się na samym środku parkingu, a
przed nim zaparkował właśnie autobus, który miał wyrwać go z tej niedoli.
Rzucił okiem dookoła, szukając wśród tłumu podróżników, swojej rodzicielki. Jak
na złość nigdzie nie mógł jej znaleźć. Do odjazdu pozostało tylko parę minut, a
Pattie wciąż się nie pojawiła. Zaczynał się w tym wszystkim gubić. W głowie
Justina pojawiły się najróżniejsze scenariusze i nie wszystkie należały do tych
z kategorii „przyjemne”. Może miała wypadek? A może ojciec dopadł ja, zanim
wyszła? Najrozsądniej było jednak myśleć, że stoi w korkach i spóźni się kilka
chwil.
Przeczuwał, że coś pójdzie nie
tak, ale za wszelką cenę tłumił to uczucie. Marzył o nowym życiu przez całe dzieciństwo, więc kompletnie
zignorował niepokój w żołądku. Jego pragnienia były na wyciągnięcie ręki i
wiedział, że nie odpuści.
Niespodziewanie poczuł wibrację w
tylnej kieszeni spodni. Sięgnął do niej i wyciągnął coś, co miało służyć mu za
telefon. Nie należał on do najnowszych, ale wtedy rzeczy materialnie nie miały
dla niego żadnego znaczenia. Odebrał, nawet nie patrząc, kto dzwoni.
- Matka chce ci coś powiedzieć –
usłyszał ochrypły głos, który do razu wywołał dreszcze na ciele chłopaka.
Przełknął nerwowo ślinę. Milczał, ale po drugiej stronie dało usłyszeć się jego
nierówny oddech. Słyszał jakiś szum, a później odezwała się Pattie. Struny
głosowe kobiety drżały, przez co brzmiała nienaturalnie.
- Justin kochanie… - zaczęła
niepewnie. Serce szatyna stanęło na sekundę, a może dwie. Był kompletnie
zdezorientowany. Świat wirował mu przed oczami. Tak bardzo się bał tego, co
może usłyszeć. – Zostaję.
Nie uwierzył. Nie potrafił, nie
mógł, albo nie chciał. W tamtym momencie serce pękło mu na miliony, drobnych
kawałeczków i wiedział, że nigdy nie będzie w stanie poskładać ich z powrotem w
całość.
- Wracaj do domu, gówniarzu –
ponownie odezwał się Ivan. Justin nie zamierzał zawracać. Siedział już na
tylnym siedzeniu autobusu, który miał zaprowadzić go do lepszego życia. –
Inaczej i tak cię znajdę.
To były ostatnie słowa, jakie
padły z ust Ivana. Niewiele myśląc, szatyn rozłączył się i wyrzucił telefon
przez uchylone okno. Urządzenie roztrzaskało się o beton, ale nie dbał o to.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że
najważniejsza osoba, jaką posiadał wybrała tyrana, zamiast jego.
Wpadł
w trans, gdy o tym opowiadał. Był jak w amoku. Tępym, beznamiętnym wzrokiem
wpatrywał się w martwy punkt przed sobą. Czuł się tak, jakby przeniósł się w
czasie, do tamtych okropnych zdarzeń. Tym razem cios był jeszcze mocniejszy,
niż wtedy. Rana, która już dawno się zabliźniła, znów zaczęła piec i dawać się
we znaki.
Ocknął
się dopiero, kiedy Skyler złapała go za rękę. Leniwie przeniósł na nią zamglone
tęczówki. Był bliski płaczu i choć nigdy nie robił tego w towarzystwie, pękł.
Słona ciecz wylała się z kącików oczu i spłynęła po rozgrzanych policzkach
Justina. Wciąż bolało, mimo, że minęło tyle lat.
-
Przepraszam – jęknęła Sky, zdając sobie sprawę w jak fatalnym stanie jest
chłopak. Pragnęła przejąć, choć połowę jego cierpienia. Gdyby to tylko było
możliwe… - Przepraszam, że kazałam ci do tego wracać.
Nic
nie powiedział. W zamian przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta.
Namiętnie i zachłannie. Naprawdę tego potrzebował. Chyba na żadnej dziewczynie
nie zależało mu tak jak na niej. I wtedy to zrozumiał. Nie potrafił o tym
mówić, więc chciał jej to okazać. Miał nadzieję, że zrozumie.
Była
tak zszokowana, jego zachowaniem, że przez moment nawet nie drgnęła.
Wyprostowała się jak sprężyna i tylko oddawała muśnięcia. Oderwał się od
dziewczyny, by zaczerpnąć powietrza. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami
i mrugała chaotycznie.
-
Dziękuję – szepnął i przejechał językiem po wargach. Otarł z policzków ostatnie
łzy i uśmiechnął się szeroko. Znów wyglądał tak beztrosko. Jakby nigdy
wcześniej nie miał żadnych problemów. – Dość o mnie – machnął ręką. – Lepiej
opowiedz mi coś o sobie – mrugnął do niej okiem i usiadł tak, by mieć widok na
okrągłą buzię towarzyszki. Chciał uwolnić myśli od wspomnień, a dodatkowo
pragnął też poznać Sky. Właściwie wiedział o niej niewiele. Była siostrą Troya
i urodziła się w stanie Nebraska.
Nie
lubiła mówić o sobie, ale jeśli opowiadaniem o swoim nudnym życiu, miała
poprawić mu humor, to raz mogła zrobić wyjątek. Najpierw nie wiedziała od czego
zacząć, lecz gdy już to uczyniła, słowa same wypadały z jej ust. On tylko
słuchał w spokoju i co jakiś czas kiwał głowa, na znak, że przetworzył
informację. Chyba pierwszy raz w życiu nie chodziło mu o seks i obmacywanie.
Uwielbiał fakt, że otworzyła się przed nim i mimo wszystko za każdym razem
poznawał nowe fakty na jej temat. Była jak otwarta księga, z której mógł czytać
wiele razy, a ona wciąż mu się nie znudziła. Pragnął jej więcej. Bez względu na
to, co wydarzy się między nimi, wiedział, że nigdy nie zapomni o tym, co ich
łączyło. Choć brzmiało to jak szaleństwo stawała się cząstką Justina.
- Jak
już wspominałam, mój ojciec Conor niedługo obchodzi pięćdziesiąte urodziny.
Zamierzamy wyprawić mu niespodziankę, choć szczerze ich nienawidzi –
powiedziała na jednym tchu i spojrzała na Justina. Wpatrywał się w nią jak
oczarowany. Przez moment, aż zrobiło jej się głupio. Poczuła jak policzki
zalewa czerwony rumieniec. Gadała głupoty i w dodatku zbyt długo?
-
Zabierzesz mnie ze sobą? – spytał, jednocześnie ukazując idealne, białe zęby.
-
Chciałbyś? – głos Sky drżał. Nie wierzyła własnym uszom. Kto o zdrowych
zmysłach chciałby wyjechać z Los Angeles do jakiejś dziury, tylko po to by
świętować urodziny jakiegoś zgreda? Na pewno nie Justin Bieber, którego znała.
- Hej,
jesteśmy prawie parą. Chyba czas najwyższy poznać teściów! – klasnął w dłonie,
niczym małe dziecko. Dostrzegłszy krzywą minę Skyler, roześmiał się dla
rozluźnienia atmosfery.
-
Jeszcze niedawno nie BYŁAM twoją dziewczyną, a teraz nazywasz nas parą? –
podrapała się po karku. Nic już nie rozumiała. Ta rozmowa zeszła zdecydowanie
na zbyt krępujący temat. Zrobiło jej się duszno, choć wszystkie okna były uchylone.
-
Będziesz mi to wypominać do końca życia, prawda?
Odpowiedziała
energicznym skinięciem głową. Westchnął i zmierzwił dłonią włosy.
- Może
wyskoczymy gdzieś wieczorem? – zaproponował nagle. Źrenice szatynki momentalnie
rozszerzyły się nienaturalnie. Zamrugała parę razy, jakby chciała nabrać
ostrości. W środku piszczała z radości, lecz na zewnątrz nie mogła okazać jak
bardzo się cieszy. Dyskretnie uszczypnęła się w rękę, ale to nie był sen!
-
Justin Bieber zaprasza mnie na randkę? – zachichotała, a on po chwili
zawtórował partnerce. Biła od niej pozytywna energia, która powoli przechodziła
również na niego. Lubił to, że dzięki niej zapominał o przeszłości.
-
Przyjadę jutro o ósmej – pochylił się ku niej i cmoknął ją w policzek.
Uśmiechnęła
się do niego, ale w głębi zaczęła panikować. Przecież ona nigdy nie chodziła na
randki!
Kiedy
Skyler opuściła jego mieszkanie, w powietrzu wciąż unosił się zapach jej
perfum. Dzięki tej drobnej szatynce, zrozumiał coś bardzo ważnego. Postanowił,
że stawi czoła ojcu i zakończy sprawę z nim raz na zawsze. Wiedział, że nie
może jeszcze raz pozwolić się zniszczyć. Zbyt mało z niego zostało – jego serce
było już niemal puste. Dlatego też, gdy
ponownie opadł na kanapę, sięgnął po telefon i wybrał stary numer Ivana. Nie
wiedział czy wciąż go posiadał, ale zdecydował się spróbować. Odczekał parę
sekund, aż wreszcie ktoś odebrał.
-
Ivan? – spytał chłopak, wlepiając wzrok w biały sufit. Tym razem był bardziej
nudny niż zwykle.
- O co
chodzi?
- Nie
poznajesz głosu własnego syna? – zaśmiał się histerycznie. Ta sytuacja naprawdę
go bawiła. Ivan był pasożytem, którego należało odciągnąć od żywiciela. –
Nieważne. Jestem gotowy dać ci tą kasę, ale musisz mi coś obiecać – zrobił
pauzę, ale nawet nie czekał na reakcję ojca. – Znikniesz z mojego życia raz na
zawsze. Nie chcę więcej cię oglądać, nie chcę słyszeć twojego głosu, rozumiesz?
Dla mnie nie istniejesz.
Nie
zdawał sobie sprawy, że tymi słowami zranił Ivana. Uważał, że ten człowiek już
dawno został pozbawiony choćby krzty człowieczeństwa. I może tak było, ale
jeśli chodziło o relację z Justinem, pożerały go wyrzuty sumienia. Nie potrafił
się zmienić, mimo, że bardzo tego pragnął. Mógł przystanąć na warunki syna.
Potrzebował pieniędzy, by uratować się przed śmiercią.
- Zgoda
– mruknął posępnie.
-
Wpadnij jutro do mnie. Chyba nie muszę podawać adresu – zironizował szatyn,
bębniąc długimi palcami o oparcie kanapy. – Pewnie zdobyłeś go swoimi
sposobami.
Nim
Ivan zdążył cokolwiek powiedzieć, chłopak rozłączył się. Rzucił telefon na
szklany stolik i postanowił kompletnie się wyłączyć. Sen wydawał się najlepszą
ucieczką od tego syfu.
***
Jezu, jaki genialny!
OdpowiedzUsuńrelacja Sky i Justina jest taka jpjdwgwapwpdgmdq <3
no i nie pomyślałabym, że Ivan chce się zmienić.. wow :O
@saaalvame
jezu to jest świetny rozdział:)
OdpowiedzUsuńtyle na niego czekalam i sie oplacalo
OdpowiedzUsuń:**
swietny
OdpowiedzUsuńBOSKIE ! CZEKAM NA NEXT ! ;)
OdpowiedzUsuńWspaniały jak zawsze *.* Cieszę się, że Justin przyznał się przed sobą, że tak bardzo zależy mu na Sky.
OdpowiedzUsuńwww.collision-fanfiction.blogspot.com
Świetny rozdział jejku. Justin nareszsie sie otworzył przed Sky! Nie moge sie już doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
Cudowny rozdział :DDDDDD
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział jak zawsze <333 czekam na następny ;* @nxd69
OdpowiedzUsuńOmg... Swietne!!! Po prostu szczam ze szczescia ;) mam nadzieje ze ivan nie wroci do justina w tej... Odslonie.. Ze wroci do niego juz jako lepszy ivan... Z niecierpliwością czekam na next xx
OdpowiedzUsuńwow, swietne..mam nadzieje ze Ivan nic nie zrobi Justinowi
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Sjjdhdjjsjdbx *.*
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać ich randki iii przyznam się bez bicia, nie mogę się również doczekać scen +18, haha xd.
*_________*
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńnie wiem, ale coś czuję, że jak oni się spotkają to nie wyniknie z tego coś dobrego
OdpowiedzUsuńomg rozdział genialny! dfjkghfsjkfdf <3
o Jezusie, o matulu, o jejciu jsikdfhwnjskdf <3
Fantastyczny rozdział <3
OdpowiedzUsuń