W
tylnej kieszeni spodni odszukał klucze od mieszkania. Przyszło mu to z ogromną
trudnością, bowiem w jednej ręce musiał utrzymać torbę z zakupami. W tym
tygodniu była jego zmiana, a co za tym szło przez siedem dni miał sprzątać
mieszkanie i kupować wszystkie niezbędne produkty. Ustalili takie zasady, zaraz
po tym, gdy Troy się wprowadził.
Justin
zdziwił się dostrzegłszy uchylone drzwi. Zmarszczył brwi i chwilę patrzył na
nie beznamiętnym wzrokiem. Kiedy wychodził Fitza nie było w mieszkaniu, więc
chłopak brał pod uwagę powrót kolegi. Wzruszył ramionami i niczego nie świadomy, ruszył korytarzem, który
zaprowadził go do salonu.
Widok,
jaki tam zastał przeszedł najśmielsze oczekiwania chłopaka. Zamrugał
gwałtownie, bowiem sam już nie wiedział, czy to jawa czy może jednak fikcja.
Torba z zakupami wypadła mu z rąk, które natychmiastowo zaczęły się trząść.
Produkty upadły na podłogę z hukiem, ale nawet tego nie usłyszał. Jedyny dźwięk
jaki dochodził do jego uszu to szaleńczo bijące serce, które szybko pompowało
krew oraz własny, nierówny oddech. Chciał biec, ale nie potrafił się ruszyć.
Ciało Justina było sparaliżowane do tego stopnia, że nawet nie mógł kiwnąć palcem.
Mózg szatyna wciąż nie rejestrował tego, co się stało. Nie można opisać emocji, jakie zawładnęły nim w tamtej chwili.
Kiedy
wreszcie oprzytomniał, potrząsnął głową w ciągłym szoku. Zrobił kilka kroków i
padł na kolana przed bezwładnym ciałem. Przyjrzał się dokładnie kamiennej
twarzy ojca i znów zamarł w bezruchu. Krew sączyła się z kącików ust mężczyzny,
spływając po szyi, aż wreszcie lądowała na drogim dywanie. Ale Justin nie dbał
wtedy o to, że będzie musiał zapłacić kilkaset dolców, za jego czyszczenie.
Liczyło się tylko to, że Ivan leżał nieprzytomny. Panikował i wpadał w
histerię. Nie wiedział jak się zachować.
Chwycił
ramiona ojca i mocno nim potrząsnął. Miał cichą nadzieję, że to pomoże, ale on
nawet nie drgnął. Łzy bez ostrzeżenia zaczęły spływać po twarzy chłopaka,
utrudniając mu tym samym widoczność. Co chwila pociągał niedbale nosem i
krzyczał w kierunku Ivana. Rozumiał, że nie będzie w stanie go usłyszeć, lecz
wciąż wierzył, że się ocknie. Mężczyzna miał już przymknięte powieki. Wyglądał
tak spokojnie, jak jeszcze nigdy wcześniej. Na szczęście nadal oddychał, choć
ledwo dało się to dostrzec.
Justin
przetarł ręką twarz, powodując, że pozostały na niej czerwone ślady, ciepłej,
lepkiej cieczy. Zamknął oczy na parę sekund i oddychał głęboko. Musiał wziąć
się w garść i zacząć działać. Inaczej straci Ivana na zawsze. Mimo, że przez
całe życie nienawidził go i pragnął, aby stała mu się krzywda, teraz nie mógłby
pogodzić się z jego stratą. Sama myśl o tym, przyprawiała go o zimne dreszcze.
Nie mógł znieść faktu, że musiałby żyć, wiedząc, że był z nim skłócony, że go
nienawidził.
Nim
jednak zdążył sięgnąć po telefon i wezwać pomoc, ktoś z hukiem wpadł do
mieszkania. Głosy zlewały się w jednolitą całość, lecz zdołał zorientować się,
że w pomieszczeniu znajduję się już kilka osób. Otarł łzy i patrzył prosto w
stronę holu, wyczekując ostatniej deski ratunku. Chciał, aby gościem okazał się
Troy albo chociaż Bentley. Potrzebował ich tu i teraz. Powinni go do cholery
wspierać!
Zamglonym
spojrzeniem zarejestrował kilka niewyraźnych sylwetek, zbliżających się do
niego bardzo szybko. Nagle poczuł mocno szarpnięcie, przez co został zmuszony
do wstania. Spuścił wzrok na swoje ubrania, które przybrały szkarłatny kolor.
Na dłoniach wciąż miał zastygłą krew Ivana.
-
Dostaliśmy zgłoszenie o bójce w tym lokalu – odezwała się jedna postać. Głos
wskazywał, że to mężczyzna. Justin wyostrzył wzrok i dostrzegł jakiegoś
bruneta, ubranego w mundur. Obok niego stał nieco wyższy, łysy mężczyzna z
zarostem. Szatyn odetchnął z ulgą. Na szczęście policja pojawiła się tutaj w
samą porę.
-
Dzięki Bogu! – krzyknął nieco za głośno. – Musicie mu pomóc…
Jeden
z funkcjonariuszy złapał go mocno za ramię i szarpnął w stronę drzwi. Do domu
wbiegli właśnie ratownicy z potrzebnym sprzętem.
- Jest
pan aresztowany pod zarzutem brutalnego pobicia.
Usłyszał.
Nie rozumiał słów, jakie wypowiadali do niego mężczyźni. Odwrócił się przez
ramię i ostatnie co zobaczył, to lekarzy, którzy nieudolnie walczyli o życie
pacjenta.
Wariował.
Powoli zaczął myśleć, że naprawdę to zrobił, ale… nie przecież nie mógłby.
Cztery
puste ściany, w których spędził ostatnie kilka godzin, przerażały go. Musiał w
jakiś sposób zagłuszyć głosy w umyśle, więc zaczął nucić pierwszą, lepszą
piosenkę, jaka przyszła mu do głowy. Nie wiedział czy Ivan przeżył, czy też po
prostu umarł. Zżerały go wyrzuty sumienia, ponieważ nie potrafił mu pomóc.
Może, gdyby zareagował szybciej…
Nikt
nie rozmawiał z nim, odkąd przywieziono go na posterunek. Zdziwił się więc, gdy
drzwi lekko zaskrzypiały i otworzyły się. Do pomieszczenia wcisnęła się
postawna sylwetka jakiegoś mężczyzny. Na pewno był jednym z policjantów, choć w
przeciwieństwie do reszty nie miał na sobie munduru. Odsunął krzesło i usiadł
naprzeciwko Justina. Jednocześnie oparł łokcie na metalowym stoliku. Przez parę
chwil lustrował zmęczoną twarz chłopaka, jakby próbował odgadnąć jego myśli.
Później westchnął i otworzył jakiś notes.
-
Dobrze, zacznijmy od początku – poprosił.
- Nie
zrobiłem tego – odezwał się Bieber beznamiętnym głosem. Zrobił to, nim
funkcjonariusz zdołał wypowiedzieć kolejne słowa.
Policjant
nawet go nie słuchał. Od razu go zignorował i zmienił temat.
- Nie
miałeś dobrych kontaktów z ojcem, prawda? – uniósł wzrok zza notesu i wbił go
prosto w szatyna. – Bił cię?
- I co
z tego? – wzruszył ramionami Justin i skrzyżowawszy ręce na torsie, zaczął
bujać się na krześle. Było mu już wszystko jedno. Wiedział, że jest niewinny, a
co za tym szło kiedyś musieli go wreszcie wypuścić.
-
Dostaliśmy dzisiaj anonimowe zgłoszenie o kłótniach w pańskim mieszkaniu. Kiedy
funkcjonariusze dotarli na miejsce zostali pana oraz pobitego Ivana Biebera.
Jak pan to wyjaśni? – mówił na jednym tchu. Jego twarz nie zdradzała żadnych
uczyć. Justin odniósł wrażenie, że wyuczył się tej regułki na pamięć.
- Ktoś
mnie wrabia – jęknął chłopak, powoli łącząc fakt. Zbrodniarze, którym podpadł
Ivan nie dostali kasy, więc postanowili zemścić się. Musieli dać im nauczkę,
skoro nie chcieli współpracować.
- Kto?
– spytał policjant. – Potrzebuję nazwisk.
- Nie
wiem. Nie znam ich. Kiedyś wpadli do mojego klubu i narobili niezłego bałaganu.
-
Dlaczego pan tego nie zgłosił?
Wzruszył
ramionami. Sam nie znał odpowiedzi na to pytanie.
-
Chciałem załatwić to na własną rękę – wyjaśnił, po chwili milczenia.
-
Dlatego pobił pan ojca?
- Nie
pobiłem go do cholery! – krzyknął poirytowany Justin. Powoli tracił nerwy, a
ten wścibski mężczyzna coraz bardziej go irytował. Pod nagłym wybuchem, wstał i
kopnął w krzesło.
-
Proszę usiąść, panie Bieber.
Wziął
parę głębokich wdechów w płuca, by choć odrobinę się uspokoić. Później wykonał
polecenie mundurowego. Nie chciał pogrążać się jeszcze bardziej. I tak był już
na przegranej pozycji. Dlaczego nikt nie chciał mu uwierzyć?
-
Nienawidziłem go – zaczął. Postanowił, że powie szczerą prawdę. Jeśli wtedy
dalej będą go męczyć, chyba wybuchnie albo się podda. – Chciałem, żeby cierpiał
tak bardzo, jak ja za każdym razem, gdy podnosił na mnie rękę. Mimo wszystko
nie mógłbym tego zrobić. To przecież mój ojciec, mam w sobie jego geny.
Mężczyzna
pokiwał głową. Bez słowa wstał od stołu i wyszedł. Justin nie liczył jak długo
go nie było. Gdy wrócił, uśmiechnął się nieznacznie.
- Jest
pan wolny.
Justin
podziękował w duchu za to, że los wreszcie się do niego uśmiechnął. Miał ochotę
przytulić każdego kto tylko napatoczył mu się na drodze. Pozostało mu jedynie
sprawdzenie co z Ivanem. Wyszedł na zewnątrz i zorientował się, że od szpitala
dzieli go kilkaset metrów. Bez namysłu ruszył do przodu jak najszybciej się
dało.
Wbiegł
do środka i zaczął gorączkowo rozglądać się na boki. Pochylił się, oparł dłonie
na kolanach i wziął parę głębokich wdechów. Musiał opanować szaleńczo bijące
serce. Wciąż panikował, przez co nie myślał jasno i klarownie. Pragnął tylko
zdobyć informację o stanie zdrowia Ivana. Prosił o zbyt wiele? Nie wiedział co
powinien zrobić. Postanowił, że postąpi jak każdy, normalny człowiek. Podszedł
więc do recepcji i poczekał, aż pielęgniarka oderwie się od telefonu. Spojrzała
na niego od niechcenia.
- Ivan
Bieber – wysapał.
-
Pokój 210 – powiedziała beznamiętnie. Zarówno jej głos, jak i mimika twarzy nie
wyrażała żadnych uczuć. Wydawałoby się, że odpowiedzi kobiety są zaprogramowane
i mówione z pamięci. Wywrócił tylko oczami. Nawet nie podziękował. Skierował
się w stronę schodów. Wolał po nich wbiec niż czekać na windę, zapchaną ludźmi.
Nigdy nie lubił małych pomieszczeń. Czuł się w nich osaczony i często odnosił
wrażenie, że ściany się kurczą.
Na
korytarzu, który miał zaprowadzić go do odpowiedniego pomieszczenia, zauważył
dwie znajome sylwetki. Troy od razu poderwał się z krzesełka i podszedł do
przyjaciela. Justin był mu wdzięczny, że jest tutaj, aby go wspierać.
-
Gdzieś ty się podziewał? – spytał na wstępnie blondyn, na co Justin zgromił go
spojrzeniem. To pytanie było naprawdę zbędne i… głupie. Nie miał czasu na
wyjaśnienia, dlatego też machnął ręką. Wyminął kolegę i zatrzymał się obok
Skyler. Nie mógł uwierzyć, że też się zjawiła. Nie mogła zostawić go samego w takiej
sytuacji, bo naprawdę zaczynało jej na nim zależeć. Może była idiotką, ale nie
potrafiła temu zaradzić. Wciąż naiwnie wierzyła, że szatyn zmieni się właśnie
dla niej.
Spojrzała
mu prosto w oczy. Dojrzała w nich smutek, żal i cierpienie. Nie mogła oglądać w
tych brązowych tęczówkach takiej ilości bólu. Nic nie mówiąc wtuliła się w
klatkę piersiową chłopaka. Obejmowała go mocno, jakby chciała przejąć jego
cierpienie. Musnął ciepłymi wargami policzek Fitz i schował nos w zagłębieniu
jej szyi.
-
Dziękuję, że tu jesteś – wyszeptał. Dzięki temu na skórze Skyler pojawiła się
gęsią skórka.
Musiała
mu coś przekazać, ale nie miała pojęcia jak się za to zabrać. Zdawała sobie
sprawę, że to będzie kolejny cios wymierzony ku niemu. Pragnęła odwlec to jak
najdłużej się dało, jednak gdy tylko wypuścił ją ze swoim ramion, wiedziała, że
to ta chwila. Powinna walnąć prosto z mostu czy zacząć owijać w bawełnę?
Uznała, że będzie działać spontanicznie. Pozwoli, aby to język miał kontrolę, a
nie umysł.
-
Pójdę sprawdzić co z tatą – powiedział posępnie. Chyba pierwszy raz nazwał go w
ten sposób. Zawsze zwracał się do niego po imieniu i bez żadnego szacunku.
Wyminął dziewczynę, ale nie mógł odejść tak łatwo. Szybko złapała go za rękę,
zmuszając do zatrzymania się.
-
Justin… Jest coś co muszę ci powiedzieć – jęknęła, zagryzając wargę. Spuściła
wzrok, bo nie chciała na niego patrzeć. Obserwował ją dokładnie, czekając na
wiadomość. Parę razy otwierała usta, a następnie rezygnowała i znów je
zamykała.
-
Szybciej – poprosił. Naprawdę chciał już zobaczyć Ivana i dowiedzieć się w
jakim jest stanie.
- Ktoś
tam na ciebie czeka – wydusiła wreszcie. Nie zrobiło to na nim większego
wrażenia. Skinął głowa i ruszył do drzwi. Chwycił za klamkę i wszedł do środka.
Wyobraźcie
sobie pociąg jadący z prędkością 100 kilometrów na godzinę. A potem pomyślcie,
że uderza was prosto w twarz.
Tak
właśnie poczuł się Justin, kiedy ujrzał kobietę siedzącą obok łóżka Ivana.
***
WOHO! BLOG WŁAŚNIE PRZEKROCZYŁ 50 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ NSBD NAWET NIE WIECIE ILE TO DLA MNIE ZNACZY, JESTEŚCIE NAJLEPSI!
BOSKIE ! CZEKAM NA NEXT ! :)
OdpowiedzUsuńBiedny Justin, tyle złego się mu dzieje :( Tak mi go szkoda. Czekam!
OdpowiedzUsuńwww.collision-fanfiction.blogspot.com
Ale swietnie ! Cały czas trzyma w napięciu :)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział 😍😍😍 Czekam na następny ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńOmg!! Czekam na next xx // webe
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńTaka akcja ;D już nie mogę się doczekać NN, Dodaj szybko ;)
OdpowiedzUsuńO jejku, biedny Justin.. Tyle emocji.. Czy to jego mama? Chce już kolejny rozdział
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
Matko już się przestraszyłam, że wsadza go do paki o.O suprolidze rozdział! Czekam na następny :3
OdpowiedzUsuń:O <3
OdpowiedzUsuńJejejej super ! Świetny blog ! To pewnie matka Justina, może w końcu się pogodzą :) czekam na następny ! ✌
OdpowiedzUsuńO KURWA
OdpowiedzUsuńJEGO MAMA?
ALE AKCJA XDXD
Boski :))))
OdpowiedzUsuńswietny
OdpowiedzUsuńhalo co z rozdzialem :(
OdpowiedzUsuńTO OKROPNIE BEZNADZIEJE ZE PISZESZ NIE Z PERSPEKTYWY BOCHATERÓW, NIEPRZYJEMJIE SIE CZYTA TAKIE GÓWNO..
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział ? Dużo osób czeka za nowym rozdzialem ;) opowiadanie jest świetne i całkiem inne od pozostałych mam nadzieje ze juz wkrotce będę mogła przeczytać nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuń